Niedługo będziemy obchodzić Dzień Matki i Dzień Ojca, w obu przypadkach jest to wyjątkowe święto zarówno dla rodziców jak i dla dzieci. Jest to idealna okazja żeby odwiedzić naszych rodziców, sprawić im mały prezent i podziękować za to, że są.
Dzisiaj chciałabym spojrzeć na rodziców z perspektywy cukrzycy. Zapraszam do lektury.
Musicie się ze mną zgodzić, że gdy na cukrzycę choruje dziecko, to chorują też jego rodzice. Podawanie insuliny, mierzenie cukru, przeliczanie wymienników, zasady żywienia to tylko jedne z nielicznych rzeczy, które oprócz samego chorującego muszą wiedzieć jego rodzice. Gdy dziecko jest małe, to tak naprawdę jego rodzice są pierwszymi osobami, które muszą ogarnąć całą tą wiedzę, bez której nie oszukujmy się, dalsze życie nie byłoby możliwe. Czasami sam zainteresowany dopiero po kilku latach poznaje tajniki podawania insuliny czy przeliczania wymienników. Trudno, żeby 3 latek potrafił sam wymienić wkład w penie czy zmierzyć sobie cukier. Czasami sam zainteresowany po wykryciu choroby tak bardzo blokuje się na ten fakt, że niczego nie chce się uczyć. Wtedy to właśnie rodzice muszą stanąć na wysokości zadania i chłonąć tą wiedzę za niego by później móc ją zastosować. Rodzice stają się lekarzami, pielęgniarzami, dietetykami, psychologami. Czasami muszą zrezygnować z pracy zawodowej aby zostać w domu i móc opiekować się swoim małym słodziakiem.
Naprawdę zastanawiam się jak moja Mama dała radę ogarnąć 2 córki z cukrzycą i w dodatku pracować na pełen etat.
Rodzice stają się też stróżami, którzy chociaż często spotykają się z krytyką ze strony otoczenia, ciągle doglądają swoje dziecko. “Niech żyje jak inne dzieci”, “Co Ty się tak nad nią trzęsiesz?” Dlaczego? Bo czasami dziecko jest zbyt małe żeby zasygnalizować, że ma niski cukier, bo dziecko woli pobiec na dwór bawić się z rówieśnikami aniżeli zmierzyć cukier, bo dziecko często nie zdaje sobie sprawy jak niebezpieczne jest niepodanie insuliny.
Często wracam do początków cukrzycy i zawsze dochodzę do jednego wniosku, nie wiem jakbym sobie poradziła, gdyby nie moja Mama. Zachorowałam 16 lat temu, na naszej wiosce mało kto miał w domu komputer z dostępem do internetu. Niestety nie my. Wszystkiego dowiadywaliśmy się z książek, w naszym przypadku był to także miesięcznik Diabetyk, który moja Mama od razu zaprenumerowała. Kiedy Mama lub ja nie byłyśmy czegoś pewne, zawsze zaglądaliśmy do naszego elementarza cukrzyka, czyli książki prof. Noczyńskiej “Wiadomości o cukrzycy typu pierwszego” którą otrzymaliśmy w klinice.
Teraz te kwestie stały się o wiele łatwiejsze, gdy czegoś nie wiemy wystarczy nurtujące hasło wpisać w google czy zapytać na jednej z cukrzycowych grup na Facebooku, gdzie zawsze ktoś chętnie nam pomoże. Dzięki Wam za to!
Moja Mama była zawsze dla mnie moim cukrzycowym mentorem.Gdy sobie z czymś nie radziłam, gdy czułam się przytłoczona tą całą cukrzycową otoczką, gdy nachodziły mnie chwile zwątpienia czy takie życie zależne od insuliny ma w ogóle sens. Ona zawsze była w pobliżu, gotowa mi pomóc, podnieść na duchu. To ona wstawała o 3 w nocy, żeby podać mi insulinę, bo 17-stoletnia ja nie zamierzała zrywać się środku nocy, to ona robiła wszystko, żebym nie poczuła się gorsza od swoich rówieśników, tylko dlatego, że mam cukrzycę. Wierzyła i pewnie ciągle wierzy, że ktoś w końcu wynajdzie lekarstwo na cukrzycę.
Pierwsze dni po diagnozie, były straszne i dla mnie i dla niej. Płakałyśmy razem lub na zmianę, jednak to ona pierwsza wzięła się w garść. Powiedziała “poradzimy sobie”. Jej wiara i determinacja sprawiły, że łatwiej było mi pogodzić się z nową sytuacją. A w chwilach zwątpienia myślałam, przecież jest Mama, ona mi pomoże.
Wsparcie rodziców, szczególnie w tym początkowym etapie choroby ma ogromne znaczenie. Jeśli dziecko widzi, że rodzice są silni to myśli sobie, że może nie będzie tak źle.
Dzisiaj już rzadziej pytam Mamę o rzeczy związane z cukrzycą. Może dlatego, że wydaję mi się, że jestem już dorosła i powinnam sama sobie radzić. A może dlatego, że wydaje mi się, że już wszystko wiem. A nawet jeśli nie wiem to po prostu szukam odpowiedzi w internecie. Jednak każda nasza rozmowa telefoniczna zawsze rozpoczyna się od pytania “Jak tam cukry”. Jestem jej dzieckiem, więc pewnie zawsze będzie się martwić i bez znaczenia jest ile mam lat, 13 czy 28. Moja Mama wciąż opiekuje się młodszą siostrą, która także ma cukrzycę. No więc słodka koleżanka nadal towarzyszy jej w codziennym życiu.
Każde dziecko ma takiego swojego cukrzycowego anioła stróża. Czasami jest to Mama, czasami Tata a czasami obydwaj rodzice, którzy w takim samym stopniu angażują się w opiekę nad chorym dzieckiem.
Teraz pytanie do nas cukrzyków. Czy podziękowałeś kiedykolwiek swojemu cukrzycowemu aniołowi stróżowi, że towarzyszył Ci przez te wszystkie lata z cukrzycą? Za te nieprzespane noce, bo cukry szalały, za wszystkie przeliczone wymienniki, za to zrywanie się z pracy, bo okazało się, że zapomniałeś zabrać do szkoły glukometr? Oczywiście jest to naturalny rodzicielski odruch, w końcu rodzice nas kochają i chcą dla nas wszystkiego, co najlepsze 🙂 Jednak co było gdybyśmy nie mieli takiego szczęścia i nie mieli tak wspaniałych kochających rodziców? Dlatego też, chciałabym, abyś złapał za telefon i zadzwonił do swojego cukrzycowego anioła stróża i powiedział mu DZIĘKUJE.
Oczywiście możesz być kreatywny, kupić kwiaty, zaplanować wspólny spacer czy ugotować dla niego ulubiony obiad. Po prostu pokazać, że jesteś wdzięczny za wszystko, co dla Ciebie zrobili, w tych czasami lepszych czasami gorszych chwilach z cukrzycą.
Kochani rodzice słodkich dzieci jesteście WIELCY i nigdy nie próbujcie w to wątpić.